środa, 10 maja 2017

IV. Rano

- Wszystko ma swoje priorytety, niestety… - śpiewała cicho Alicja, odrzucając kolejne papiery, jeden za drugim.  – Tym się zajmę później, to jakieś śmieci… - mruczała pod nosem.  Była sama w redakcji. Nie dlatego, że wszyscy już poszli do domu, ale dlatego, że nikt więcej tutaj nawet dziś nie przyszedł.
Była sobota.
Ale Alicja każdego dnia tygodnia czuła, że tonie w zaległościach, więc stwierdziła, że jak raz przyjdzie w sobotę, żeby odpisać na zaległe maile i porobić rzeczy niewymagające dzwonienia do innych ludzi, to nic jej się nie stanie. W końcu kiedyś trzeba zrobić porządek z papierami, przekonywała samą siebie. Od dwóch miesięcy.
No cóż, nastały ciężkie czasy dla dziennikarzy. Pracuje się prawie cały czas.
Na dowód tego jej telefon służbowy zaczął wygrywać melodię, której szczerze nie cierpiała.
- Halo? – rzuciła do słuchawki, widząc, że to jej szef. Błagam, żeby to nie było nic pilnego, myślała. Błagam, błagam, błagam.
Ale los jej nie wysłuchał.
- Ala? Mamy morderstwo na Kosmonautów. Z podpaleniem. Musisz tam jechać jak najszybciej – zakomenderował jej szef, Krzysiek.
- Krzychu, ale ja jestem w piżamie – zaczęła. Uwierz w to, ty marudo. Uwierz, uwierz, uwierz.
- Alka, nie ściemniaj, dobrze wiem, że siedzisz w redakcji – uciął dyskusję. – I to dokładnie od… - zrobił krótką pauzę, jakby coś sprawdzał. – Godziny i ośmiu minut – dodał po chwili triumfalnym tonem.
Nie, nie, nie, nie, to się nie dzieje. Nie wrobili mnie w kolejny materiał w weekend. Dlaczego oni nie mogą sobie zatrudnić człowieka na soboty i niedziele? Niech przychodzi do pracy tylko wtedy. O ile mniej roboty mielibyśmy my wszyscy, pomyślała.
- Leć – dodał jeszcze tylko po chwili i się rozłączył. Chwilę później w SMS-ie przysłał jej dokładny adres.
Ala zapakowała laptopa i aparat do torby. Zamknęła redakcję na klucz i wyszła na parking. Wsiadła do swojego peugeota i ruszyła.
Morderstwo z podpaleniem.
W moim mieście.
Całkiem ich już pokopało.


Była 7.35.

III. Za pięć pierwsza

Osiedle Kosmonautów było dość specyficzne. I najstarsze w mieście. Z początku dzielnica krawców, dziś już niewiele miała z nimi wspólnego: w końcu ciężko znaleźć jakiś związek między nitką a kreską heroiny. Każdy szanujący się mieszkaniec miasta wiedział, że nie warto się tam pokazywać wieczorem. Tym bardziej, jeśli wyglądało się na takiego, który ma w kieszeni nieco więcej niż dziesięć złotych.
- Co my tu w ogóle robimy… - mruknęła Kaśka pod nosem, wchodząc z Dominiką do jednego z wieżowców. W zasadzie wszystkie wyglądały tam tak samo, różniły się tylko kolorem elewacji. Ten akurat od frontu był jasnozielony. Z boku – szara płyta. Pomalowana sprejem, jak wszystko w tej części miasta.
Obróciła się i rzuciła jeszcze raz okiem na znajdujące się naprzeciwko szkołę i kościół. Z daleka widziała tylko słabe światło lamp nad boiskiem. Dziwne, pomyślała, czując niemiły dreszcz.
Blok miał tylko jedną, dużą klatkę schodową. W środku Kaśka zauważyła z obrzydzeniem, że schody cuchną mieszkanką moczu i dymu papierosowego. Zatkała nos i podeszła do jednej z wind. Drzwi tej drugiej były tak uszkodzone, że Kaśka nawet nie ryzykowałaby wejścia do niej.
- Dominika, nie powinnyśmy iść na tę imprezę – zaczęła, wyciągając komórkę z kieszeni. Chciała napisać do Kacpra.
- Słuchaj – powiedziała jednak jej koleżanka twardo. Kaśka aż się wzdrygnęła. – Kacper prosił mnie, żebym dopilnowała, żebyś stąd nie uciekła. Zdaje się, że ma ci coś ważnego do powiedzenia – jej wyraz twarzy nagle się zmienił. Zagościł na niej uśmiech. Kaśka zdziwiła się, gdy Dominika lekko ją szturchnęła. – Chyba już się domyślasz, co? – zaśmiała się.
Jakoś to wszystko przeżyję, pomyślała jednak Kaśka, słysząc to. Czyżby Kacper naprawdę zdecydował się zrobić krok do przodu? Może rzeczywiście warto pokazać się na tej imprezie chociaż na chwilę?
Winda stuknęła głośno, dając znak, że zjechała już na dół. Dominika otworzyła drzwi i weszła do środka. Wcisnęła numerek osiem i dźwig ruszył, zabierając je na imprezę, która całkowicie zmieniła ich życie.

Było pięć minut przed pierwszą.  

poniedziałek, 20 marca 2017

II. Jesteś martwy

Kaśka nie miała złudzeń.
- Ta impreza to będą kolejne flaki z olejem - stwierdziła cierpko, patrząc z niesmakiem na swoje, pomalowane chwilę wcześniej przez koleżankę, krwistoczerwone paznokcie. I co jeszcze, może wypchane cycki i sukienka rodem jak ta panny z klubów nocnych? Może ubierajmy się na wszystkie imprey jak tanie dziwki, żeby tylko dopasować się do reszty? Co to w ogóle za głupie czasy, że wszystko sprowadza się do prowokowania i seksu?
- Flaki z olejem? - zaśmiała się Dominika, jej koleżanka z pracy, która także przyglądała się swoim paznokciom. Tyle, że z zachwytem. - To ktoś tak jeszcze w ogóle mówi?
- Za dużo książek czytasz - stwierdziła za to Klaudia, poprawiając za mocny już i tak makijaż.
A ty stanowczo za mało, tępa dzido, pomyślała Kaśka, ale ugryzła się w język. Była tu tylko dla swojego najlepszego przyjaciela, Kacpra, choć nie rozumiała zupełnie, co mu odbiło, że postanowił pójść na ,,domówkę" organizowaną przez bandę niewyżytych seksualnie idiotów.
- Zobaczysz - mówiła przyjacielowi. - Jeszcze mnie tam zgwałcą czy coś, i tyle będziemy z tego wszystkiego mieli. Albo dorwą się do ciebie,
Ale Kacper nie dał się przekonać. Wybłagał Kaśkę, by z nim poszła.
- Ale tylko ten jeden raz - zastrzegła Kaśka.
Jeszcze nie wiedziała, że już za kilka godzin będzie tego żałowała bardziej niż czegokolwiek.
Wystukała na komórce krótką wiadomość. Jesteś martwy.
Zegar wskazywał dwudziestą trzecią piętnaście.

* * *

Kacper odebrał SMS-a od Kaśki. Jesteś martwy, przeczytał na ekranie. Uśmiechnął się do siebie. Uwielbiał tę wariatkę, tę panikarę. Zawsze przeczuwała najgorsze, nawet kiedy nic nikomu nie groziło. Wyjdźmy z tej imprezy, chociaż jest dopiero dwudziesta trzecia. Mam przeczucie, że szykuje się rozróba. Nie jedźmy na ten wyjazd służbowy, wiesz, co tam się wyprawia. Nie chodź po osiedlu tak późno sam, wiesz, jak jest.
Już miał jej odpisywać chyba Ty na jej wiadomość, kiedy telefon zawibrował ponownie. Tym razem to nie była wiadomość; ktoś do niego dzwonił. Numer się jednak nie pokazał.
- Halo? - odezwał się do słuchawki, choć zwykle nie odbierał połączeń od nieznajomych numerów. 
W słuchawce panowała jednak głucha cisza. Wzruszył ramionami i zamówił taksówkę, zupełnie zapominając o wiadomości od Kaśki.
Zegar wskazywał dwudziestą trzecią siedemnaście.

* * *
- Paweł, kurwa mać, uspokój się! - wrzeszczał Adrian do starszego brata. Siedzieli w domu, gdzie unosił się okropny fetor moczu i innych tworów ludzkiego ciała. Adrian był pijany. Miał kurewsko dosyć durnych odpałów tego pajaca. 
- To zabierz ze mnie to kurestwo! - wydarł się Paweł, strzepując nieistniejące robale ze swojej skóry i zrzucając tym samym ze stołu dopiero co otwartą butelkę wódki. 
- Zamknij mordę, nic po tobie nie łazi!
Paweł nagle usiadł i zaczął patrzeć w wyłączony telewizor. Bujał się w przód i w tył. W lewo i w prawo. W końcu zwymiotował na buty. To ostatnie, co pamiętał z tego wieczoru. A przynajmniej ostatnie, co chciał pamiętać.

-  

I. Zegar

Andrzej siedział w swojej skodzie. Czekał na klienta, ale był kilka minut za wcześnie. Patrzył tępo w zielone cyfry na czarnym wyświetlaczu zegarka.
Cała ta noc dłużyła mu się niemiłosiernie. Miał wrażenie, że zaczął pracę wczoraj, a tak naprawdę jeździł dopiero od godziny.
- No gdzie ty jesteś... - mruczał pod nosem. W myślach zdążył już nawyzywać klienta od najgorszych, ale tego wolał nie wypowiadać na głos. W końcu nigdy nie wiadomo, czy te cholerne korporacyjne dupki nie trzymają gdzieś podsłuchu.
W końcu zauważył jakiś ruch na leniwej uliczce między dwoma czteropiętrowymi blokami. Ktoś w kapturze - najprawdopodobniej chłopak, sądząc po stylu chodzenia - przemknął szybko z jednej klatki do drugiej.
Chwilę potem ta sama postać wybiegła z drugiej klatki i wsiadła do jego samochodu.
- Kosmonautów - rzucił sucho młody chłopak i zdjął kaptur.
Zegar wskazywał drugą trzydzieści osiem.

sobota, 18 marca 2017

Ciemność [zapowiedź]

Pamiętał strzykawkę.
Pamiętał taksówkę, która zajechała pod blok.
Pamiętał schody.
Pamiętał klamkę.
Pamiętał każde wgłębienie w płycie chodnika.
Nie pamiętał wnętrza samochodu, do którego wsiadł.